Ktokolwiek myśli, że Targhee lepiej zostawić sobie na lżejsze, nizinne wyprawy, ten lepiej niech je wypróbuje w górskich warunkach Tatr!
Na Gerlachu
Przyznaje, nigdy nie przemierzałem górskich przełęczy, stoków czy dolin w butach Keen. Zaufałem im, po wielu rekomendacjach i to przed wymagającym górskim projektem Wielkiej Korony Tatr. Kiedy pierwszy raz założyłem model Targhee III, przeszedłem się z kilkadziesiąt metrów w jedną i drugą stronę na siłę szukając jakiś niedogodności. Stwierdziłem w końcu, że chyba niczego się nie doszukam, powinny być ok. Dobrze trzymają kostkę, czuję się w nich komfortowo i nic nie uciska, mimo, że dosyć solidnie je zasznurowałem, aktywując tym samym zapiętek w technologii Heel-Capture, który miał zapewnić lepszą stabilność. I rzeczywiście pięta aż zdawała się być integralną częścią buta, przyklejona do niego. Poza tym wyglądają solidnie, mają dobrą wentylacje, nieprzemakalne i w ogóle… w podawanych informacjach producenta same zalety. Ale zobaczymy w realu, prawdziwy sprawdzian dopiero przed nami.
Widok na Sławkowski, Łomnicę i Lodowy z Gerlacha
Godzina 5 rano, ja już w pełnym wyposażeniu, w moich nowych butach, które fajnie się komponują z całością. Nasz debiut i pierwszy szczyt - Gerlach. Już po pół godzinie podejścia szlakiem czułem, że się sprawdzają. Jakbym w nich chodził z kilka miesięcy. Cieszyłem się, bo ostatnia rzecz, którą chciałem czuć, to jakaś nagła niedogodność w zgięciu butów, czy myśl o późniejszym ich rozbijaniu. Na względnie płaskim terenie komfort niesamowity, są lekkie, stabilne, no ale to dopiero początek. Moje Targhee zdały egzamin ze stromego wspinania na 2655 metrów, jak i z zejścia niełatwą drogą.
Zejście z Gerlacha
Wiele godzin wędrówki, wróciłem w końcu do schroniska, a stopy w tych butach chciały dalej iść. Jeszcze jedna miła niespodzianka, że kiedy je wreszcie ściągnąłem, to nie odczułem jakieś wielkiej ulgi, diametralnej różnicy, która nakazywałby mi od nich odpocząć. Poza tym nic nie czuć – nie wiem tylko, czy to moja zaleta, czy systemu Eco Odor Control ;) Tego samego dnia założyłem je jeszcze raz, by ruszyć do pobliskiej miejscowości coś zjeść.
Podejście na Kieżmarski Szczyt
Na kolejnych szczytach w przeciągu dwóch tygodni spisywały się rewelacyjnie. Z każdym kolejnym przejściem miałem coraz większe zaufanie do trzymania na skale w dużym nachyleniu, nawet kiedy było mokro. A sprawdzałem na różne sposoby i tarcie naprawdę mnie zaskoczyło. To ważne, bo mogłem skupić się na trudniejszych przejściach i wiedziałem, że mnie nie zawiodą. Poza tym gumowe zabezpieczenie nosków bardzo się przydało, przy wielokrotnym uderzaniu szczeliny skalne.
Dobrze wyczuwałem ukształtowanie skały, podeszwa giętka, ale na tyle gruba, że małe kamienie nie dawały się we znaki, co często jest utrapieniem lekkich butów podejściowych. Z czasem na wierzchniej warstwie skóry butów pojawiły się rysy i otarcia od skał nadając im jeszcze więcej outdoorowego charakteru. Były teraz z pazurem, a nie takie wymuskane :)
Zachód ze Szczytu słowackich Rysów
O ile pod górę wiele butów może sobie względnie radzić, to jednak prawdziwy sprawdzian jest przy zejściu. Stopa bardziej wtedy się przemieszcza, kontra bywa zabójcza dla palców, po godzinie można mieć dość, myśląc o odciskach i otarciach. A w tym modelu nic, a to już naprawdę elita. W dalszym ciągu taki sam komfort i pewność, nawet na sypkim i kamienistym terenie, jak chociażby na Pośredniej Grani.
Pyszny Szczyt
Pewność chodzenia w tym modelu nie tylko miałem na skałach, ale też na trawach porastających zbocza gór, gdzie łatwo o poślizg. W tych butach krawędziowanie było wyśmienite. Efekt, mogłem iść szybciej po takim terenie niż zazwyczaj. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zastanowiła, czyli jak z tą wodoodpornością?
Delikatny deszczyk jeszcze niczego nie dowodzi. A niewymuszona okazja nadarzyła się przy dojściu szlakiem pod Ganek i Wysoką, tuż po deszczowych dniach. Ścieżka mokra i błotnista, uważałem, ale w końcu wpadłem po kostki do dziury, której nie dało się obejść. Szybki wyskok z wody i jedna myśl… aha, trzeba będzie się suszyć. Choć idąc dalej dziwnie nie odczułem dyskomfortu mokrej stopy. Na najbliższym przystanku po zdjęciu buta okazało się, że nie muszę suszyć skarpet. Co za ulga i miłe zaskoczenie!
Ganek
Po całej wyprawie już wiem, że jeszcze na niejedną górę razem wejdziemy, czy też przemierzymy doliny, przełęcze, stoki… I będę sobie nucił, tak jak i teraz, ulubiony kawałek Depeche Mode „Try walking in my shoes”!
Autor: Adam Rowicki
Pokaż więcej wpisów z
Październik 2020
Podziel się swoim komentarzem z innymi