Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego, by wybrać się z psem w góry. Wystarczy mieć psa, trochę wolnego czasu oraz góry. I w wielu krajach pewnie tak właśnie jest.
Jednak w Polsce pojawia się pewne ALE. Mianowicie, nie w każde góry można się wybrać z czworonogiem. I dość szybko okazuje się, że dogtrekking możliwy jest tylko w wybranych pasmach górskich.
POLSKA A DOGTREKKING
Generalnie od dawna marzyły mi się górskie wędrówki z psem. Głównie dlatego, że sporo czasu spędzam na samotnych włóczęgach. Towarzystwo czworonoga miało mi w ich trakcie zapewnić rozrywkę oraz nieco inne doznania z pokonywania szlaków. Bowiem połączenie, jakie tworzy się pomiędzy psem a człowiekiem (i nie mamy tu na myśli jedynie smyczy), jest naprawdę niesamowite. W 2021 roku udało mi się to marzenie zrealizować. Jednak zanim przeszłam od marzeń do czynów, zderzyłam się z pewnym aspektem, o którym wcześniej zapominałam. W Polsce psy nie są mile widziane w górach. Ale tylko (albo aż) tych, które objęte są ochroną w ramach parku narodowego. I o ile zakaz wejścia w obręb Tatr rozumiem – szlaki są zazwyczaj przepełnione, do tego część z nich jest dla psów po prostu za trudna (a domyślam się, że pewnie znalazłyby się osoby, które postanowiłyby zabrać swojego pupila na Orlą Perć). O tyle nie do końca rozumiem zakaz wejścia z psem np. na teren Gorczańskiego czy Pienińskiego Parku Narodowego.
Oczywiście regulaminy parku mówią o tym, że psy mogą stanowić zagrożenie dla dziko żyjących zwierząt. Mam jednak wrażenie, że to my – ludzie jesteśmy dla nich większym zagrożeniem i to my bardziej ingerujemy w ich funkcjonowanie poprzez samą obecność na ich terytorium. Mam też świadomość, że wiele osób wędruje z psami, które biegają luzem i jeśli taka okazja się nadarzy, to ruszą w pogoń za sarną czy zającem. Jednak wysokie kary oraz odpowiednie przepisy mogłyby to ukrócić. A pies na smyczy stanowi takie samo zagrożenie dla dzikich zwierzaków, co znajdujący się na jej drugim końcu człowiek. Ale pomijając już te kwestie, to nadal mamy w Polsce kilka pasm górskich, po których można z psami wędrować. Przede wszystkim są nimi Beskidy, oczywiście z małymi wyjątkami, jak chociażby Babiogórski Park Narodowy. Mimo wszystko ich teren jest na tyle rozległy, że minie trochę czasu, zanim wyczerpie się wszystkie, możliwe opcje trekkingów. Co ciekawe, Karkonoski Park Narodowy jest jednym z nielicznych, górskich parków, który pozwala wejść na jego teren z psem. Aczkolwiek, jak czytamy na jego stronie: „Na niektóre szlaki można wprowadzać psa tylko na smyczy, właściciel psa ponosi pełną odpowiedzialność za jego zachowanie, w tym za ewentualną konieczność noszenia kagańca.” Na podobnej zasadzie udostępniony jest teren Parku Narodowego Gór Stołowych.
BESKIDY IDEALNE NA DOGTREKKINGOWY POCZĄTEK
Osobiście moją przygodę z dogtrekkingiem zaczęłam od zimowych Beskidów, a dokładniej od Beskidu Żywieckiego. Z moim czworonożnym towarzyszem – Gumisiem, dość gruntownie zeszliśmy praktycznie wszystkie szlaki w okolicach Pilska. Głównie dlatego, że sama dobrze znałam tamten teren i wiedziałam, czego się po nim spodziewać. W szczególności w zimowych warunkach. Mieliśmy także okazję dwukrotnie zawitać w Beskidzie Wyspowym. Na pewno to drugie pasmo cieszy się większą popularnością wśród psiarzy. Jest tam ich zdecydowanie więcej niż np. w masywie Pilska. Zimowe wędrówki z psem były momentami wyzwaniem. W szczególności, że Gumiś z równie dużą intensywnością wciąga mnie do góry, jak i ciągnie w dół. Biegając z nim po płaskim jak stół Mazowszu nie miałam możliwości się o tym przekonać. Natomiast podczas trekkingów odkryłam, że schodzenie z nim staje się sporym wyzwaniem. I chyba nigdy w życiu tak się nie zmęczyłam idąc (a raczej pędząc) w dół, jak w towarzystwie psa. Jest to aspekt, który musimy wypracować i może z czasem nie będę dostarczać rozrywki wszystkim osobom obecnym na szlaku, gdy z obłędem w oczach i rozwianym włosem będę biec za zadowolonym z siebie Gumisiem.
O CZYM WARTO PAMIĘTAĆ WYBIERAJĄC SIĘ Z PSEM W GÓRY?
Po pierwsze o tym, co już wcześniej wspomniałam – w nie każde góry można udać się z psem.
Po drugie, warto zainwestować w odpowiednią smycz, szelki dla psa i uprząż dla siebie. Ze swojej strony polecam nabyć uprząż podobną do wspinaczkowej, jednak lżejszą i mniej rozbudowaną. Opina ona nasze biodra i pozwala przypiąć psa do siebie. Dzięki czemu ma się wolne ręce i np. można używać kijów lub swobodnie wykonywać ruchy rękami podczas biegu. Dodatkowo, gdy pies ciągnie, to nie obciąża nam kręgosłupa, a oddając część swojej energii, pozwala nam nieco szybciej iść/biec. Jeśli chodzi o smycz, to warto rozważyć tę z amortyzacją (np. a’la bungee).
Po trzecie, musimy zadbać o odpowiednie nawodnienie i odżywienie nie tylko nas, ale i naszego czworonoga. Gumiś, czyli mój psi towarzysz, jest pod tym kątem mało wymagający. Ale tak czy inaczej mam zawsze ze sobą zapas smakołyków dla niego. Do plecaka pakuję też zawsze jego książeczkę zdrowia z informacją o aktualnych szczepieniach itd.
Po czwarte, zanim w ogóle wybierzemy się z psem w góry, warto sprawdzić, czy wydolnościowo da sobie radę. W przypadku Gumisia nie miałam takich wątpliwości. Jest to stosunkowo młody pies (niedługo skończy 4 lata), który jest połączeniem dwóch, mocno energetycznych ras (owczarka australijskiego i border collie). Razem dużo spacerujemy oraz od pół roku biegamy. Patrząc po trasach, jakie wspólnie pokonaliśmy w górach, w śniegu, czyli w nieco cięższych warunkach, to ma naprawdę świetną kondycję. Wiem jednak, że jest to pies, który nie będzie się nadawać do letnich, upalnych (lub generalnie cieplejszych) trekkingów. Bowiem przy wyższych temperaturach najchętniej ciągle siedziałby w wodzie.
Po piąte, jeśli nie mieszkacie w górach lub ich bliskim sąsiedztwie, musicie znaleźć psiolubny nocleg. Wbrew pozorom takich miejsc wcale nie ma dużo. A dodatkowo, nawet gdy już takowe znajdzie, to okazuje się, że można przyjechać z… chihuahuą lub innym, mikroskopijnym czworonogiem. Efekt jest tego taki, że chcąc pojechać z psem, trzeba się czasem nieco dłużej naszukać lub zapłacić odrobinę więcej, niż gdyby chcieć udać się samemu. Ale wędrówki z psem są tego warto.
Po szóste, jak już znajdzie się odpowiedni nocleg, dobrze jest zabrać ze sobą posłanie dla psa, najlepiej to, które używa w domu (jeśli nie używa żadnego, to można ten podpunkt pominąć). W przypadku Gumisia sprawdzało się to super. Wystarczyło mu położyć posłanie w „nowym domu”, a on od razu się w nim układał i szedł spać. Zresztą, jest to wyjątkowo prosty w obsłudze pies, jeśli chodzi o podróże. Do szczęścia potrzebne są mu jego „człowieki”, miska z jedzeniem, posłanie i ewentualnie jakaś zabawka, żeby zabić nudę.
Po siódme, jeśli planujecie wypad w zagraniczne góry (np. nasi południowi sąsiedzi – Słowacy, są dużo bardziej otwarci na czworonogi na szlakach), wtedy musicie wyrobić psu paszport. W większości przypadków nie jest to nic bardzo skomplikowanego, ale są kraje wymagające konkretnych badań, których wyniki należy okazać na granicy. Warto więc z sprawdzić tę kwestię ze sporym wyprzedzeniem.
Osobiście na pewno będę z Gumisiem wracać w góry przy każdej, nadarzającej się ku temu okazji. Choć logistyka podróżowania z psem jest odrobinę bardziej skomplikowana (ale tylko na pierwszy rzut oka), to możliwość wędrowania ze zwierzakiem rekompensuje pewne drobne niedogodności. Dzięki dogtrekkingowi poznałam na szlakach mnóstwo osób, które pewnie by do mnie nie zagadały, gdyby nie obecność Gumisia. Śmieję się, że jest najbardziej skomplementowanym i wygłaskanym psem w polskich górach, bo budzi mnóstwo pozytywnych emocji chyba w każdej, mijającej go osobie. I co najważniejsze – zarówno on, jak i ja, mamy z tych wspólnych wypraw ogromną frajdę. A chyba o to w tym wszystkim chodzi!
Autor: Aleksandra Zagórska-Chabros (Bałkany według Rudej)
Pokaż więcej wpisów z
Kwiecień 2021
Podziel się swoim komentarzem z innymi