Dlaczego Andaluzja? Dlaczego kamperem?
Wstyd się przyznać, że przez lata naszego wspólnego podróżowania nie udało nam się dotrzeć do Hiszpanii. Choć kraj ten zawsze jawił nam się jako potencjalnie ciekawy, to z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu pomijaliśmy go w naszych planach. Oczywiście naszym podróżniczym kierunkiem numer jeden zawsze będą Bałkany. Ale co jakiś czas zdradzamy je z innymi miejscami na świecie. Dlatego, gdy na początku roku zaczęliśmy rozważać, dokąd wybrać się na wiosnę, od razu jakoś pomyśleliśmy o Hiszpanii i Andaluzji. Przede wszystkim szukaliśmy kraju/regionu, który w marcu/kwietniu będzie oferować przyjemne warunki pogodowe. Wiosna 2024 na Bałkanach skutecznie wyleczyła nas z wypadów w tę część Europy w marcu czy kwietniu. Aura była wyjątkowo szalona, łączyła bowiem w sobie wszystkie cztery pory roku i to w ich najgorszym wydaniu. Hiszpania jawiła się jako wybór idealny. Wszak większość znanych nam osób, które odwiedzały ją na wiosnę, chwaliły sobie piękną aurę, przyjemne temperatury itd. Dlaczego wybraliśmy Andaluzję? Głównie przez wzgląd na tanie loty, jakie realizowane są m.in. z Warszawy do Malagi. Cztery godziny i jest się na miejscu. Dlaczego kamperem? By mieć dom na kółkach, który pozwoli na noclegi w dzikich, malowniczych miejscach. Pojazd wypożyczaliśmy na miejscu, więc godzinę po wylądowaniu już ruszaliśmy ku hiszpańskiej przygodzie. Warto też zaznaczyć, że Hiszpania to od lat popularny kierunek wśród posiadaczy kamperów i fanów szeroko pojętego vanlife’u. Mocno przyczyniła się do tego pandemia, w trakcie której sporo osób „uciekało” do tego kraju, by wieść spokojne życie, z dala od restrykcji i dziwnych zakazów. Niestety to przyczyniło się do zaostrzenia prawa do dzikiego obozowania w tym kraju. Dlatego należy pamiętać, że w Hiszpanii nie wolno obozować na dziko. Co to oznacza? Że nie można rozstawiać całego, kamperowego majdanu (np. stolików, krzeseł, markiz, światełek i innych bambetli) w miejscu, w którym zatrzymuje się na nocleg (no chyba, że jest to kemping, ale wtedy nie jest to już dzikie miejsce). Natomiast, gdy kamper jest zaparkowany, wszystkie jego koła dotykają ziemi (czyli, np. nie jest poziomowany na specjalnych najazdach), nic nie wystaje poza jego bryłę, wtedy traktowany jest jako pojazd na postoju. I wtedy można w takim domu na kółkach nocować, bez obawy, że skończy się to mandatem. Oczywiście nie wolno nocować na dziko w parkach narodowych lub miejscach, w których wyraźnie zabraniają tego znaki. A tych ostatnich w Hiszpanii przybywa, bo niestety wiele osób na różne sposoby łamie ogólnie przyjęte normy, np. pozostawia po sobie śmieci itd. Jednak z naszej perspektywy nocowanie na dziko w tym kraju było logistycznie proste do ogarnięcia. W szczególności, gdy korzysta się z aplikacji, w których użytkownicy sami dodają tego typu miejsca i oceniają te już istniejące.

Czym zaskoczyła nas Hiszpania?
No cóż… odpowiedź jest jedna: pogodą. Miało być słonecznie, ciepło, iście wakacyjnie. A jak było? Pierwszego dnia Andaluzja powitała nas słońcem i wysokimi temperaturami. Później natomiast non stop towarzyszył nam huraganowy wiatr i co chwilę padało. A naszą główną rozrywką było analizowanie map pogodowych, dzięki którym mogliśmy lawirować pomiędzy chmurami z deszczem, burzami czy opadami śniegu (w wyższych partiach gór). Generalnie nie na to się pisaliśmy. Oczywiście mogliśmy się pocieszać tym, że tydzień wcześniej padało 24/7. W trakcie naszej 9-dniowej podróży na szczęście mieliśmy okna pogodowe i ostatecznie nie było tak najgorzej. Ale dalej wymagało to większej logistyki. Sporym ułatwieniem był kamper, który w momencie najgorszych załamań pogody dawał komfortowe schronienie.

Jak zaplanowaliśmy trasę?
Oczywiście nasza trasa miała formę pętli, a jej punktem początkowym i końcowym była Malaga. Chcieliśmy skupić się na miejscach przyrodniczo cennych, ciekawych szlakach czy miejscach odrobinę mniej znanych. Dlatego podczas podróży odwiedziliśmy wybrzeże między Malagą a Santa Margaritą, Gibraltar, Tarifę, wydmy i klify na północ od Tarify, okolice Kadyksu, Zaharę, Rondę, Caminito del Rey, Setenil, Torcal de Antequera, Lanjaron, Grenadę, Sierra Nevadę, Cabo de Gata czy Frigilianę. W sumie pokonaliśmy 1500 km. Jeżdżenie po Hiszpanii, nawet sporym pod kątem długości i szerokości kamperem, było czystą przyjemnością. Tamtejsze drogi są naprawdę rewelacyjne i pozwalają na szybkie, bezproblemowe poruszanie się po kraju. Czasami wyzwaniem było parkowanie (w szczególności w miastach), bo wypożyczony przez nas kamper do małych nie należał. Jeśli jednak będziecie poruszać się autem osobowym, wtedy ten problem Was nie dotyczy.
Większość naszych wycieczek realizowaliśmy pieszo. Dziennie robiliśmy między 15 a 25 km. I to zarówno po miastach, jak i górach. Czasem w deszczu, a czasem w błocie. Czasem po piasku, a czasem po śliskich kamieniach. Generalnie – pełen przekrój warunków. Ale dzięki temu mogliśmy w pełni sprawdzić potencjał butów marki Keen, które nam towarzyszyły.

Najpiękniejsze miejsca
Podczas naszej podróży odwiedziliśmy wiele, naprawdę urokliwych miejsc. Które z nich zostały naszymi faworytami?
- 1. Cabo de Gata – niekwestionowanym numerem jeden jest Cabo de Gata. Przylądek, objęty ochroną w ramach rezerwatu, kryje na swoim terenie liczne plaże, klify czy mokradła, po których przechadzają się stada flamingów. To raj dla fanów dzikiej natury, którzy chcą wędrować po malowniczych szlakach, jeździć na rowerach i rozkoszować się niesamowitymi widokami. Jest tu kilka mniejszych miejscowości. Jednak w dużej mierze Cabo de Gata to ogromne, dzikie przestrzenie.

- 2. Grenada – tak dla kontrastu na drugim miejscu umieściliśmy miasto. Choć city breaki nie są naszą domeną, to dla Grenady jesteśmy w stanie zrobić wyjątek. Bo według nas jest to najciekawsze i najbardziej kontrastowe miasto naszego andaluzyjskiego road tripu. I choć nie udało nam się zwiedzić Alhambry (bilety należy zakupić ze sporym wyprzedzeniem, a ta sztuka nam się nie udała), to i tak byliśmy zachwyceni. Kilkugodzinny spacer po mieście obfitował w przepiękne widoki i moc wrażeń!

- 3. Sierra Nevada – tłem dla Grenady jest ośnieżone (w sumie przez sporą część roku) pasmo Sierra Nevada. Bardzo wysoko, nawet wtedy, gdy leży śnieg, można wjechać asfaltową szosą, która wiedzie do znajdującego się tam ośrodka narciarskiego. Postanowiliśmy tam wpaść, by chociaż z bliska spojrzeć na te imponujące szczyty. I było warto!

- 4. Torcal de Antequera – czyli „hiszpańskie Góry Stołowe”. Tak je między sobą nazywaliśmy, bo podobieństwo do naszych rodzimych gór jest niezaprzeczalne. Świetne miejsce na niezbyt wymagający trekking i to w towarzystwie stada kozic.

- 5. Setenil – jedno z białych miast, które dodatkowo może się poszczycić domami zbudowanymi pod… skałami. Idealne miejsce na niespieszny spacer, w trakcie którego można chłonąć atmosferę tego uroczego miasteczka. Ale prawda jest taka, że lepiej wpaść tu poza wysokim sezonem, by móc to robić bez towarzystwa wielkich tłumów.

Nie tylko Hiszpania
W trakcie naszej andaluzyjskiej podróży odwiedziliśmy też pewne wyjątkowe miejsce na mapie Europy. A na myśli mamy oczywiście Gibraltar. Będąc w Andaluzji można bez trudu wpleść go w plany eksploracji tej części Hiszpanii, choć to niewielkie terytorium nie należy do tego kraju, a do Wielkiej Brytanii. Gibraltar nas zachwycił. I nie mamy na myśli samego miasta, a słynnej The Rock. Gibraltarska skała kryje liczne szlaki trekkingowe, niesamowite punkty widokowe oraz mnóstwo wojskowych zabudowań. To tu można też spotkać półdziką populację małp (magoty gibraltarskie). To jedyne miejsce w Europie, gdzie małpy żyją na wolności! I choć spędziliśmy tam cały dzień, to nie wyczerpaliśmy tematu i bardzo chcielibyśmy tam kiedyś wrócić.


Jakie obuwie zabraliśmy ze sobą?
Wszystkie nasze wycieczki – zarówno miejskie, jak i trekkingowe, realizowaliśmy w najnowszych modelach Keen. W moim przypadku były to Leiki Speed, a w przypadku mojego męża Hightrail WP. Zacznijmy od modelu, który okazał się największym zaskoczeniem.
Leiki Speed
Na pierwszy rzut oka, to but który sprawia dość niepozorne wrażenie. Nie mamy tu agresywnego bieżnika. A sama podeszwa nie należy do najgrubszych czy najbardziej amortyzujących jeśli chodzi o wszystkie buty marki Keen, jakie miałam okazję testować. Kolorowa cholewka jest przyjemna dla oka i na pewno pozwala odrobinę się wyróżnić. Czym zatem but mnie zaskoczył? Swoją uniwersalnością. Leiki Speed doskonale radziły sobie w każdych warunkach. Co ciekawe, nawet podczas dużych ulew ani razu mi nie przemiękły. Jasne – nie były idealnie suche, ale też nie doprowadziły do tego, że miała w nich swoisty potop. To zapewne zasługa wodoodpornej tekstylno-syntetycznej cholewki. Jednocześnie but całkiem nieźle oddycha, co w szczególności się przydaje, gdy robi się cieplej. Podeszwa ma niezłą przyczepność. Mogłam się o tym przekonać wędrując po śliskich, mokrych kamieniach. Konstrukcja buta prawdopodobnie uratowała mnie też przed pogłębieniem się kontuzji stóp, z jaką zmagam się od kilku miesięcy. Wędrując w tym modelu nie miałam żadnych, dotychczasowych, bólowych objawów. Te niestety wróciły, gdy po pobycie w Hiszpanii zaczęłam nosić też inne buty. Może to kwestia innej amortyzacji, a może ilości przestrzeni, jaką moje stopy miały w Leikach. W każdym razie na pewno dzięki nim mogłam komfortowo i bez bólu przemierzać hiszpańskie szlaki. Bo co najistotniejsze, chodząc w tym modelu zapominałam, że mam go na sobie. A to chyba najlepsza, możliwa rekomendacja dla jakichkolwiek butów.

Hightrail WP
Przejdźmy teraz do drugiej pary butów. I tu głos oddaję Markowi:
Przed naszym pierwszym wypadem do południowej Hiszpanii potrzebowałem uniwersalnego obuwia. Takiego, które sprawdzi się zarówno podczas spacerów po klimatycznych miasteczkach Andaluzji, ale też podczas wycieczek typowo trekkingowych. Mój wybór padł na Keeny Hightrail WP. Oczywiście planując wypad na południe Europy spodziewaliśmy się raczej dobrej i ciepłej pogody, dlatego też wybrałem jego wersje niską. Do bagażu zabrałem ze sobą jeszcze typowo trekkingowe wysokie buty, ale to właśnie Hightrail miały mi służyć jako główny wybór na co dzień. Lekka konstrukcja zapewniała wygodę. Model ten nie jest aż tak obudowany i wzmocniony jak np. Targhee, co też pozytywnie odbija się na jego wagę czy ich przewiewność. W kwestii wygody standardowo po prostu nie ma absolutnie na co narzekać. Podeszwa jest miękka i komfortowa, ale też zapewnia pewne podparcie w terenie. Jednym z takich "testów" był np. cały dzień w Gibraltarze, gdzie na nogach zrobiliśmy ponad 20 km dystansu i ok. 800 metrów wysokości. Teren zaoferował nam pełen przekrój warunków – od krętych i ciasnych ale bardzo klimatycznych uliczek starówki, po dosyć wymagający szlak Meditterean Steps, którym wspięliśmy się na samą górę słynnej Gibraltarskiej Skały. Dodatkowym wyzwaniem tego dnia była pogoda. Gdy tylko opuściliśmy kampera i ruszyliśmy na wycieczkę, to dopadła nas ulewa. Tu zdecydowanie przydała się membrana i wzorowa impregnacja. Popołudniu z kolei wyszło pełne słońce, które zafundowało nam prawdziwie tropikalny klimat. Jednak wentylacja, lekkość i wygoda zdecydowanie pozwoliły skupić się na chłonięciu niesamowitego klimatu i odkrywaniu zupełnie nowego dla nas terenu. Przez cały wyjazd Hightraile sprawowały się na tyle dobrze i uniwersalnie, że ostatecznie ani razu nie użyłem wysokich butów trekingowych. Ale mówiąc szczerze ani razu nie pomyślałem aby zmienić Hightraile na coś innego. Jednym słowem polecam, jako bardzo uniwersalną propozycję. Idealną na wyjazdy w nieznane!

Klapki do zadań specjalnych
Jednak do Hiszpanii poleciały z nami jeszcze dwie pary butów. A zasadniczo… klapków. I to klapków do zadań specjalnych. Bo takim mianem ochrzciliśmy model Shanti. Oboje przerobiliśmy w życiu różne sandały czy klapki. Lecz Shanti je detronizuje.
Mamy świadomość, że ich wygląd pewnie nie każdemu przypadnie do gustu. W wersji damskiej mają żółty kolor we wzór słoneczników (a w każdym razie ja, jako fanka tych kwiatów uznałam, że to właśnie one zdobią Shanti). W wersji męskiej są czarno-szare. W obu przypadkach ich konstrukcja jest nieco futurystyczna. Ale w tym lekkim szaleństwie jest metoda! Klapki są bardzo stabilne i wygodne. Podeszwa ma bardzo dobrą amortyzację i przyczepność. Wyściółka w klapkach jest natomiast bardzo miła dla stóp i ma właściwości antypoślizgowe, dzięki czemu noga dość stabilnie się w nich trzyma. Może nie są bardzo lekkie. Z drugiej jednak strony tak czy inaczej pozwalają na komfortowe przemieszczanie się. A my spacerowaliśmy w nich zarówno po plażach, jak i skalistym wybrzeżu. Świetnie też sprawdzały się jako „obuwie domowe” w kamperze oraz do chodzenia wokół niego (np. podczas jego serwisowania czy porannego ogarniania się przed dalszą podróżą).
I niech najlepszą rekomendacją dla tych klapków będzie to, że po powrocie z Hiszpanii tak bardzo spodobały się mojej teściowej, że… sama kupiła dla siebie jedną parę. I aktualnie jest to jej ulubione obuwie, w którym chodzi po swoim ukochanym ogrodzie, wybiera się na spacery i, który planuje zabrać na 15-dniową wycieczkę do Egiptu.

Czy polecamy Hiszpanię?
Generalnie tak, choć musimy przyznać, że kierunek ten nie został naszym faworytem. Nasze serce mocniej jednak bije dla Bałkanów. Niewątpliwie Andaluzja jest ciekawym regionem i świetnie nadaje się na road trip, czy to kamperowy, czy motocyklowy, czy samochodowy. W połączeniu z tanimi lotami można tu bez trudu zaplanować tygodniowy lub ciut dłuższy pobyt i w jego trakcie odwiedzić najciekawsze miejsca, jak i te spoza głównych szlaków. Na nasz odbiór Hiszpanii na pewno wpłynął fakt nieco zwariowanej pogody. Pewnie bylibyśmy bardziej zachwyceni, gdyby temperatury były wyższe, wiatr nie wiał, a my nie musielibyśmy ciągle myśleć o tym, czy będzie padać teraz czy za chwilę. Tak czy inaczej nie żałujemy, że odwiedziliśmy Hiszpanię w marcu.

