W mojej nie tak długiej trekkingowej karierze do tej pory miałem raptem dwie inne pary butów typowo górskich, ale śmiało mogę powiedzieć, że dokładnie ten model czyli Keen Targhee jest teraz moim ulubionym i myślę, że pozostanie nim na długo.
Zaczynając od garści danych technicznych, to są to buty wysokie przeznaczone typowo w teren górski, wyposażone w membranę, choć z drugiej strony dość lekkie, oraz dzięki specjalnym anatomicznym wkładkom bardzo wygodne przy eksplorowaniu nie tylko górskich szlaków.
Buty u mnie swój chrzest bojowy miały w trakcie fotografowania zawodów Pucharu Świata w Downhillu na Chorwackiej wyspie Losinj. W Chorwacji idąc gdziekolwiek poza miasto, nawet na krótki spacer po okolicznych pagórkach wiemy, że na 99% będziemy stąpać po kamieniach, dlatego też sami organizatorzy apelowali o rozważny dobór butów do poruszania się wzdłuż trasy. No i po dotarciu na miejsce od razu było widać, dlaczego. Trasa zawodów była niesamowicie wymagająca dla zawodników, ale teren dookoła niej również usiany był kamieniami, jak i korzeniami. Wybór butów górskich wydawał się być oczywisty, choć przy temperaturach przekraczających 30 stopni w cieniu, nie było to coś, co bardzo mnie cieszyło. Jednak już po pierwszych krokach w nowych butach okazało się, że są one znacznie lżejsze niż te, z którymi miałem wcześniej do czynienia, a wysokie temperatury absolutnie mi nie przeszkadzały. Spędziłem w nich dwa dni, non stop, poruszając się zarówno po miejskich chodnikach, jak i skalistych zboczach góry, gdzie próbowałem uchwycić jakieś ciekawe, rowerowe kadry. W kolejnych dniach również spisały się bardzo dobrze podczas wędrówki szlakami m. in. na najwyższy szczyt wyspy Losinj, oraz najwyższy szczyt całej Chorwacji – Dinarę. Pomimo wysokich temperatur napotykaliśmy czasem błoto oraz łachy śniegu, które również nie były problemem. W porównaniu z modelem Wanderer, tutaj nie ma obniżenia tyłu buta przy pięcie, dzięki czemu przy pokonywaniu łach śniegu nie sypie się on do środka buta. Zarówno przyczepność jak i wygoda uważam, że są tutaj bardzo dobrze rozstrzygniętym kompromisem. Podeszwa jest dość sztywna, tak abyśmy nie czuli stopą każdego kamienia po którym stąpamy, ale z drugiej strony jest dość giętka na tyle, aby nam było wygodnie. Amortyzację podczas chodzenia po zwykłym asfalcie czy chodniku zapewnia specjalna anatomiczna wkładka, która dopasowuje się do naszej stopy.
Podeszwa modelu Targhee posiada drobną kostkę bieżnika, która trochę gorzej radzi sobie na gołej skale przy dużym nachyleniu, ale za to bardzo dobrze się trzyma na sypkiej nawierzchni. Dodatkowo takie rozwiązanie poprawia amortyzację. Najsłabszym punktem moich pierwszych butów trekkingowych było ich przednie łączenie z podeszwą, które w wyniku dość częstego w moim wypadku zahaczania o kamienie po prostu zaczęło się odklejać. Od tej pory zawsze w obuwiu trekkingowym zwracam uwagę na to łączenie i na szczęście Keen we wszystkich swoich butach górskich stosuje mocne gumowe wykończenie całego przodu buta. Może estetycznie nie jest to najładniejsze rozwiązanie, ale z drugiej strony na pewno znacznie redukuje możliwość uszkodzenia go w tym miejscu oraz rozklejenia buta przez co wydłuża znacznie jego żywotność. Ciekawym dodatkiem, raczej niespotykanym w tego typu butach, są dość duże odblaskowe paski z tyłu oraz po bokach, które na pewno ucieszą kierowców, którzy nas będą mijać jeśli zapędzimy się gdzieś po zmroku.
Myślę że poprzez swoje kompromisy nie będzie to dobry wybór dla kogoś, kto szuka obuwia do pokonywania tylko i wyłącznie trudnych tras górskich, ale będą to buty dla wędrowców, którzy mogą w nich wygodnie pokonać długie trasy nie tylko w cięższym terenie, ale również mogą spokojnie zejść w nich do miasta. Całości dopełnia dobra oddychalność oraz wodoodporność, dzięki czemu model Keen Targhee jest na prawdę bardzo uniwersalny. Jak na razie buty nie wykazują żadnych oznak zużycia czy też zmęczenia.
Autor: Marek Chabros (Bałkany według Rudej)
Pokaż więcej wpisów z
Wrzesień 2018
Podziel się swoim komentarzem z innymi