Chilijska Patagonia skradła nasze serca już dawno temu. Jest coś w tej dalekiej i pięknej krainie magicznego i urzekającego, że nie pozwala o sobie zapomnieć. Kiedy dane będzie Ci zobaczyć ją raz, nabierzesz chęci aby tam wracać i wracać po wielokroć. Człowiek ma chęć zaszyć się w jej dzikich ostępach i odkrywać dla siebie kolejne tajemnicze zakątki. Tak też było i w naszym przypadku. Zostaliśmy jej zakładnikami po pierwszym pobycie…
Pomysł dojechania na sam koniec kultowej drogi numer 7 w Chile, narodził się jeszcze podczas poprzedniej motocyklowej wyprawy do Ameryki Południowej. Jednak wówczas nie wystarczyło nam chyba determinacji i umiejętności w jeździe motocyklami, żeby sprostać temu wyzwaniu. Tym razem punkt ten obowiązkowo znalazł się na liście naszych celi, zwłaszcza że w tą podróż wybraliśmy się samochodem terenowym przygotowanym specjalnie w Polsce co daje nam większą swobodę i komfort w długoterminowym podróżowaniu. Po kilku miesiącach od naszego przybycia do Montevideo i pokonaniu od tego czasu sporego kawałka Ameryki Południowej nadeszła pora na wyczekiwaną chilijską Patagonię.
Każdy dzień w drodze na południe zaskakuje nas coraz bardziej. Świadomość, że kolejne kilometry odkryją przed nami nowe, nieznane naszym oczom krajobrazy jest bardzo podniecająca… Do Coihaique, największego miasta w tej części chilijskiej Patagonii, docieramy podziwiając po drodze Park Narodowy Corcovado, Parque National Queulat, oraz Parque National Rio Simpson. I jest to dopiero przygrywka do kolejnych atrakcji i spektakularnych widoków…
Prawdziwa Carretera Austral zaczyna się dopiero z końcem asfaltu. Jest to spore wyzwanie dla kierowcy. Należy zachować wzmożoną czujność na tych wymagających szlakach, które wiodą wzdłuż malowniczych, ale i głębokich kanionów. Niewielki błąd może skończyć się tragicznie. A przecież krajobrazy skutecznie rozpraszają uwagę prowadzącego pojazd! Brzegami jeziora General Carrera docieramy do Puerto Rio Tranquilo i dalej do Puerto Bertrand, malowniczej osady nad jeziorem o tej samej nazwie. Można tu do woli korzystać ze spływu kajakami bystrym nurtem rzeki jak i spróbować szczęścia w łapaniu ryb.
Około 120 km za Cochrane docieramy do Puerto Yungay gdzie jedyną opcją aby kontynuować podróż na południe jest przeprawa promowa, która łączy się w Rio Bravo z ostatnim odcinkiem drogi numer 7 do Villa O’Higgins. Ten darmowy dla podróżujących prom zabiera kilkanaście pojazdów i płynie 30 minut pośród malowniczych górskich krajobrazów.
Dzień za dniem rozbijamy obozy w kolejnych malowniczych miejscach. Raz jest to brzeg dzikiej rzeki i ukryta dolinka gdzie nikt nas nie jest w stanie dostrzec. Innym razem jakiś kanion, który osłania nas od wiatru przenikającego na wskroś nasze ciała. Za każdym razem mamy poczucie, że obcujemy z naturą, która jest w niewielkim stopniu dotknięta przez człowieka. Rozgwieżdżone nocne niebo dodaje tajemniczości tym miejscom. A nawet proste posiłki smakują wyśmienicie…
Nasz pojazd dzielnie sprawuje się na tych wymagających szlakach. Gruntowne przygotowanie go przed wyjazdem dało nam gwarancję, że nie będziemy mieli z nim większych problemów. Jak do tej pory tak się dzieje, pomimo naprawdę drobnych usterek, przejechaliśmy już w Ameryce Południowej kilkanaście tysięcy kilometrów.
Wielokrotnie też mieliśmy okazję przemierzać pieszo tutejsze szlaki turystyczne. Czasem wymagało to sporo determinacji, bo aura nie zawsze jest łaskawa w tej części Patagonii. Jednak chilijskie parki narodowe są bardzo przyjazne dla odwiedzających, a ścieżki wyraźnie oznaczone co ułatwia orientację w terenie.
Ostatni odcinek drogi na „koniec świata” jest szczególnie urokliwy i wymagający. Mnóstwo wodospadów i wodospadzików spływających ze zboczy przy samej drodze nie daje oderwać od siebie wzroku. Świadomość, że w promieniu wielu, wielu kilometrów nie ma żadnej osady i jesteśmy zupełnie sami z naturą dodaje dreszczyku emocji. Potargane drzewa od wiatrów i bujna roślinność mocno różni się od argentyńskiej w tej części kontynentu.
Wreszcie po przebyciu wielu kilometrów docieramy do Villa O’Higgins, a następnie do Bahia Bahamondes, gdzie znajduje się przystań promowa skąd można popłynąć na lodowce. My jednak wracamy do Villa O’Higgins i wynajmujemy mały domek z kominkiem, aby ogrzać się przy ogniu i popatrzeć na otaczające nas góry… Odpoczywamy przed kolejnymi tygodniami i miesiącami w drodze, tym razem na północ Ameryki Południowej…
Autor: Krzysztof Rudź (Ludzie Podróżują)
Pokaż więcej wpisów z
Sierpień 2019
Podziel się swoim komentarzem z innymi